Szukaj na blogu

Książki: "Bo trzeba żyć. Apolonia" I tom sagi rodzinnej

"Bo trzeba żyć. Apolonia" to książka mojej starszej Siostry. Zapowiadałam niedawno, że się ukaże. Ukazała się 8 sierpnia.

Doczekałam się i przedwczoraj w końcu ją odebrałam (szczerze mówiąc nie jedną, a kilka, bo w końcu to pierwsza książka mojej Siostry, i mam plany co do tych kilku egzemplarzy, również związane z blogiem). 

Precyzując - to pierwszy tom powieści, którą Ewa napisała. Bardzo żałuję, że dopiero pierwszy! Przeczytałam książkę w dwa popołudnia; pewnie gdybym nie musiała iść do pracy byłby to jeden dzień, bo gdy kończyłam czytać pierwszego wieczoru, żal mi było zasnąć; za to drugiego dnia w pracy kilkukrotnie wracałam do książki myślami, i cieszyła mnie perspektywa, że jeszcze ją mogę czytać. A gdy skończyłam, zrobiło się żal, że to już. Krótko mówiąc, naprawdę trudno mi się było oderwać.

Żeby było jasne: oczywiście, że podchodzę do tej książki bardzo osobiście i bardzo sentymentalnie. Kocham moją Siostrę i życzę Jej wszystkiego najlepszego. To jasne, że zależy mi, żeby Jej książka spotkała się z jak najlepszym przyjęciem wśród Czytelników. 
Ale, i to wyraźnie tu podkreślam, postanowiłam podejść do tej recenzji możliwe bez emocji i najrzetelniej, jak na tę chwilę potrafię. 

"Bo trzeba żyć" to saga rodzinna. Dzieje się na Podlasiu (skąd pochodzimy), począwszy od wybuchu pierwszej wojny światowej, po śmierć Stalina, i wszystkie te wielkie wydarzenia pierwszej połowy XX wieku stanowią jej tło.
To opowieść o życiu, rodzinie i miłości.

Tytułowa bohaterka pierwszej części, Apolonia Niemyjska jest szlachcianką, która popełnia mezalians i wychodzi za mąż za chłopa Franciszka Bąka. Zamieszkują w podlaskiej wsi, wzbudzając swoim małżeństwem wiele kontrowersji. Jest jednak między nimi prawdziwa miłość, która pozwoli im przetrwać wiele życiowych burz. Życie, jak życie - raz szczodrze obdarza, by za chwilę przytłoczyć niekończącymi się, zdawałoby się, nieszczęściami. 
Razem z bohaterką przeżyłam narodziny jej kolejnych dzieci, wojnę, epidemię, szczęścia i tragedie.

Ewa napisała piękną książkę, często używając języka, którego wielu już nie zna - to naprawdę niesamowite! Choć o tym akurat dobrze wiedziałam, między innymi dlatego, że na potrzeby tej powieści zbieraliśmy w rodzinie słowa i słówka używane kiedyś, choćby przez Dziadków. 

Choć cała historia jest fikcją literacką, to jednak podparta jest rzetelną wiedzą historyczną o tamtych czasach, ludziach i zwyczajach.

Zachwyciły mnie bardzo lekkość i piękno opisów - świt, wieczór, zima czy lato - wspaniale opisane, i jest ich ani za mało, ani za dużo, po prostu tyle ile trzeba.

Książka klimatem skojarzyła mi się z niesamowitymi "Nocami i dniami" Marii Dąbrowskiej, i moim zdaniem może stanąć z nimi w jednym szeregu... 

Będę z ogromną niecierpliwością czekać na kolejny tom! Będzie nosił tytuł "Gabrynia" - to imię najstarszej córki Bąków. Ukaże się za kilka miesięcy. A niedługo potem jeszcze jeden, zamykający całość tej opowieści.


Jak zawsze, jeszcze moja ocena.
10/10.

Mój blogowy Gościu, jeśli przeczytałeś moją recenzję, zaufaj mi i kup tę książkę. Jestem pewna, że będziesz zachwycony. I tak jak ja wczoraj, poczujesz żal, gdy przeczytasz ostatnią stronę.

Mam też prośbę jeśli ją przeczytasz, proszę - napisz swoją recenzję na stronie księgarni lub któregoś z portali czytelniczych, np. 


W górnej części bloga widzisz stronę: książki na smutki. To właśnie tam znajdziesz wszystkie moje recenzje.



Brak komentarzy:

Copyright © 2016 sio-smutki-od-kuchni , Blogger