Książki: "Szeptać" Hubert Fryc
Często w chwilach dołków i zmęczenia, gdy szukam sposobu na odpoczynek, kupuję książki. Ta właśnie tak trafiła w moje ręce, po ciężkim tygodniu w pracy, w poczuciu jakiejś takiej ogólnej rezygnacji i bezsensu (wiem, wiem, wina zmęczenia). Moją uwagę przykuł tytuł, ciekawa okładka, i jeszcze fakt, że napisał ją facet, a według krótkiego opisu książka miała być o najważniejszym miejscu na ziemi, o Domu! Żeby było jasne: zupełnie nic nie wiedziałam o jej Autorze. Temat wydaje mi się jakoś tak bardziej kobiecy, więc nie mogłam nie sprawdzić, nie przeczytać!
Nie bez przyczyny postanowiłam właśnie dzisiejszego wieczoru napisać kilka słów o tej książce.
Spędziliśmy dziś wspaniały dzień w otoczeniu przyrody, kwitnących drzew, zapachu wiosny i śpiewu ptaków. O ile na co dzień bez problemu funkcjonuję w mieście, poddając się temu o czym napisałam chwilę temu, żyjąc w pośpiechu, skupiając się na pracy i wiecznym braku czasu, to ta życiowa nieuwaga bardzo mi doskwiera zawsze, ilekroć spędzę trochę czasu daleko poza miastem. Choć całe dorosłe życie spędziłam w dużych miastach, to w głębi serca czuję wielką tęsknotę za spokojnym, powolnym życiem na wsi; uporządkowanym, zgodnym z rytmem przyrody. I mam wtedy w sercu smutek i nadzieję jednocześnie...
Dlatego o książce piszę właśnie dziś.
Od pierwszej strony miałam wielką przyjemność z tej lektury, bo to tak spokojnie, lekko i ciepło opowiedziana historia, że człowiek po prostu się w niej zanurza strona po stronie, i chce się jej więcej, i jeszcze więcej.
Mamy tu oto trzydziestoletniego Michała; Michał mieszka z żoną w Krakowie, prowadzi normalne życie wypełnione po brzegi tak dobrze znanym mi (i Tobie pewnie też) pędem za czymś (za czym?); mamy więc młodego mężczyznę, który po śmierci Dziadków porządkuje Ich stary dom. Na strychu trafia na kasety magnetofonowe, na których kiedyś sam uwiecznił wspomnienia Dziadka Franciszka. Zaczyna słuchać tych starych nagrań, i wraca wspomnieniami do lata, gdy jako nastoletni chłopak przyjechał na wakacje do Dziadków. A przecież wtedy nawet nie miał ochoty na takie wakacje, marzył mu się wyjazd nad morze, a tu znów skończyło się na nudnej wsi, wstawaniu skoro świt i pracy przy truskawkach.
Nie bez przyczyny postanowiłam właśnie dzisiejszego wieczoru napisać kilka słów o tej książce.
Spędziliśmy dziś wspaniały dzień w otoczeniu przyrody, kwitnących drzew, zapachu wiosny i śpiewu ptaków. O ile na co dzień bez problemu funkcjonuję w mieście, poddając się temu o czym napisałam chwilę temu, żyjąc w pośpiechu, skupiając się na pracy i wiecznym braku czasu, to ta życiowa nieuwaga bardzo mi doskwiera zawsze, ilekroć spędzę trochę czasu daleko poza miastem. Choć całe dorosłe życie spędziłam w dużych miastach, to w głębi serca czuję wielką tęsknotę za spokojnym, powolnym życiem na wsi; uporządkowanym, zgodnym z rytmem przyrody. I mam wtedy w sercu smutek i nadzieję jednocześnie...
Dlatego o książce piszę właśnie dziś.
Od pierwszej strony miałam wielką przyjemność z tej lektury, bo to tak spokojnie, lekko i ciepło opowiedziana historia, że człowiek po prostu się w niej zanurza strona po stronie, i chce się jej więcej, i jeszcze więcej.
Mamy tu oto trzydziestoletniego Michała; Michał mieszka z żoną w Krakowie, prowadzi normalne życie wypełnione po brzegi tak dobrze znanym mi (i Tobie pewnie też) pędem za czymś (za czym?); mamy więc młodego mężczyznę, który po śmierci Dziadków porządkuje Ich stary dom. Na strychu trafia na kasety magnetofonowe, na których kiedyś sam uwiecznił wspomnienia Dziadka Franciszka. Zaczyna słuchać tych starych nagrań, i wraca wspomnieniami do lata, gdy jako nastoletni chłopak przyjechał na wakacje do Dziadków. A przecież wtedy nawet nie miał ochoty na takie wakacje, marzył mu się wyjazd nad morze, a tu znów skończyło się na nudnej wsi, wstawaniu skoro świt i pracy przy truskawkach.
Dorosły Michał za głosem Dziadka ze starych taśm wraca w przeszłość, a dziadkowa opowieść jest magiczna i piękna. Słowa płyną w niej z miłością, a historia Domu i jego mieszkańców dotyka najcieplejszego miejsca w sercu.
Więzi rodzinne okazują się tak silne, że nie sposób ich zerwać;
choć to naturalne, że większość z nas w naturalny sposób oddala się, usamodzielnia i wyfruwa z gniazda, to już wiem, że wszystko zatacza koło,
a człowiek z tęsknotą wraca: do dzieciństwa, do wspomnień, do domu.
I do marzeń. Takich jak łąka za oknem.
Tę książkę polecam szczególnie. Ona człowieka przytula i sprawia, że chce mu się marzyć.
W mojej ocenie 9/10 punktów.
W górnej części bloga, w zakładce: "Książki na smutki" znajdziesz wszystkie moje recenzje KLIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz