Prosty przepis na kawałek szczęścia
Mam za sobą kilka dni wakacji spędzonych na moim ukochanym Podlasiu, wśród lasów, pól pełnych po brzegi i pyszniących się teraz złotem, i też nad dumnym Bugiem- co już powoli staje się naszą rodzinną coroczną tradycją. Takie chwilę kocham.
Cichy świt. Śniadanie o 6 rano. Mokra łąka i poranni goście kroczący dostojnie i wygrzebujący dżdżownice i pędraki. W tym roku także nocny gość - rudzielec z puchatą kitą, który bezszelestnie wykradł z namiotu 5 butów ;) Znalazły się w zasięgu dobrych kilkudziesięciu metrów...Ryba prawie prosto z wędki lądująca na patelni ustawionej na kłodzie przy ognisku. Jak ona smakuje!
Spokój. Błogie lenistwo. Zaparzona w menażce mięta ledwo co zerwana w upatrzonym w ubiegłym roku miejscu przy pobliskim bagienku.
Pozwólcie, że pokażę Wam kilka migawek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz